Dwa autoportrety

Anna Bilińska, Autoportret z paleta, 1887, MN w Krakowie
Anna Bilińska, Autoportret z paleta, 1887, MN w Krakowie

Kilka miesięcy temu zwiedzając Muzeum Narodowe w Krakowie, pośród wielu oszałamiających dzieł malarstwa polskiego, zwróciły moją uwagę dwa autoportrety.

Jeden namalowany przez kobietę, Annę Bilińską – Bohdanowicz, artystkę kształcącą się w malarstwie w Paryżu, gdzie żyła 10 lat. Drugi obraz, namalowany przez mężczyznę malarza, co ciekawe, jej rówieśnika, Jacka Malczewskiego, pochodzącego z innego środowiska, bywalca na salonach arystokratów,  kształconego m. in. w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, pod okiem Jana Matejki.

Anna BilińskaBohdanowicz  (1854–1893) – namalowała swój autoportret w 1887 roku (miała wówczas 33 lata) mieszkając od pięciu lat w Paryżu, gdzie uczyła się malarstwa w prywatnej szkole Académie Julian.

Obraz, znajdujący się w Muzeum Narodowym w Krakowie, przedstawia artystkę siedząca w nieco niedbałej, lekko przechylonej pozie, na krześle typu Thonet (można tak w wywnioskować po widocznym fragmencie oparcia), ubraną w czarną suknię i w fartuszku malarskim. Figura artystki robi wrażenie nieupozowanej, jakby podczas pracy w pracowni malarskiej na chwilę usiadła nie odstawiając narzędzi. Włosy ma w lekkim nieładzie, wzrok skierowany odważnie w stronę widza.

Pozycja, lekko przechylona ku lewej stronie, nie jest przypadkowa. Aby uniknąć sztywności, celowo nadała jej bardziej naturalny charakter.  

W ten sposób nasz wzrok kieruje się w górę obrazu, ku twarzy. W lewej dłoni, ledwo widocznej w kadrze, malarka trzyma paletę, w prawej leżącej na kolanie, pędzle malarskie. To na tej części wydaje się spoczywać też środek ciężkości.  O podziale obrazu na trzy części świadczy też kolor czerwony zaakcentowany w każdej z nich. Taka kompozycja i akcenty koloru świadczą o precyzyjnie przemyślanej koncepcji obrazu. Bilińska bardzo dokładnie komponowała swoje obrazy (Patrz obraz „Dama z lornetką”).

Czerń sukni nadaje godności, ale jest przede wszystkim symbolem żałoby – kilka lat wcześniej zmarł jej ojciec, przyjaciółka, ukochany przyjaciel…Jedyna ozdoba to cienkie srebrne bransoletki.

Obraz jest wyjątkowy jeśli w ogóle idzie o portretowanie kobiet w 2 połowie XIX wieku, nie tylko w Paryżu. Kobiety w tym czasie miały  określoną, ograniczoną pozycję społeczną: edukacja artystyczna tylko w prywatnych szkołach artystycznych. Kobieta była postrzegana poprzez swoje pochodzenie, była zależna od męża czy rodziny. Swobodne przechadzanie się po mieście nie było dobrze widziane, a kobieta postrzegana była jako uwodzicielka. W obrazach jej współczesnych  impresjonistów (np. Édouarda Maneta) kobiety portretowane były przez mężczyzn często jako obiekty pożądania, czasami jako postacie opakowane w gorset, bardzo często z pustym wyrazem twarzy. U Claude Moneta – obowiązkowo z parasolką.  Zwykle w towarzystwie mężczyzn(y), w odpowiedniej, miłej scenerii – np. ogrodzie wśród kwiatów, ładnym salonie; czasem jako tancerka (Degas), albo prostytutka (Manet). Role na obrazach były nadane jej przez mężczyzn i miały być miłe dla oka. Bilińska, po obejrzeniu wystawy impresjonistów w Paryżu, w swoim dzienniku skrytykowała ich sposób malowania.

Jest to wódź, naczelnik, mistrz i król Impressyonistów [Édouard Manet-przyp. autorki]. Dotąd słyszałam tylko o tych cudakach, a teraz przekonałam się na własne oczy o ich idyotyzmie. Trudno sobie coś bardziej śmiesznego, dziecinnego i niedołężnego przedstawić. Żadnego rysunki, żadnego koloru. Niby to malują tak, jak widzą, czyli jak im się wydaje, a trzeba przyznać, że wydaje im się oryginalnie: jeżeli twarz jest różowa, to on ją wymaluje zpewnością mieszaniną karminu lub cynobru z białą farbą bez żadnych odcieni. Ciemne oczy oddaje zapomocą dwu plam kwaczem zmoczonym w czarnej farbie bez żadnego rysunku, zawsze krzywe i zezowate.” (Zapis w oryginalnej pisowni z dziennika artystki z dn.18 stycznia 1884 roku).

Niektórzy historycy sztuki uważają, że Bilińska tym portretem wchodziła w dyskurs z impresjonistami – męskim patrzeniem na kobiety Paryża.

Jej obraz był zatem przełomem – oto kobieta, która wyłamuje się gorsetowi społecznemu: patrzy widzowi prosto w twarz. Pozbawiona „opakowania”, nie jest upozowana na uwodzicielkę, ma wyraźny przekaz, czuje się swobodnie: jestem kobietą malarką, to jest moje rzemiosło, to moją praca.

Jednocześnie jest to bardzo osobisty obraz, pokazuje dojrzałą artystkę, w trudnym dla niej okresie ze względu na osobiste przeżycia związane ze śmiercią bliskich osób, w tym Wojciecha Grabowskiego, jej wieloletniego przyjaciela, z którym być może wiązała nadzieję na małżeństwo.

Anna Bilińska spędziła w Paryżu 10 lat (z przerwami). W 1892 roku, głównie ze względów zdrowotnych wróciła do Warszawy, tutaj wzięła ślub z Antonim Bohdanowiczem, młodym lekarzem, którego poznała w Paryżu, już po stracie Wojciecha.  Zmarła w Warszawie w 1893 r. mając niespełna 40 lat.

Ilekroć myślę o tej artystce widzę wielką twórczynię, odważną, która wniosła ogromny wkład w postrzeganie kobiet na przekór społecznym konwenansom. Była niezależna, szukała i znalazła własną drogę artystyczną. Kwestionowała współczesnych jej impresjonistów, autorytety, w tym Jana Matejkę. Np. o „Hołdzie Pruskim” Matejki pisała: (w swoim dzienniku w dn. 30 kwietnia 1884, obraz widziała na fotografii) : „Hołd Pruski” Matejki. Nasza sława, nasz Matejko zawiódł moje oczekiwania! Co za szkaradny żółto-czerwono-rdzawy koloryt, taki nienaturalny i taki niemiły! A szczególnie obok robót francuskich, które tchną taką prawdą i prostotą. Gdyby Matejko nie tak ciągle siedział w Krakowie, gdyby od czasu do czasu przewietrzył się trochę zagranicą, gdyby choć trochę tej natury, tej prawdy w tych potężnych jego obrazach było – wówczas nicby mistrzowi temu zarzucić nie można było

Bilińska zdobyła nagrody w Paryżu, gdzie do konkursów zgłaszała swoje prace:  w 1883 r (rok po nauce w Académie Julian!), drugą nagrodę w konkursie Salonu w 1884 roku (w dzienniku zapisała, że na 6 pierwszych miejsc, były tylko 2 kobiety).

„Autoportret z paletą” przyniósł jej międzynarodową sławę – otrzymała wówczas za niego główną nagrodę w Salonie Paryskim w 1887 roku, a echa tego sukcesu dotarły też do Polski, gdzie prasa rozpisywała się o wspaniałej artystce.

Czy Jacek Malczewski mógł nie słyszeć o tej prestiżowej nagrodzie przyznanej jego koleżance po fachu?

W Polsce sytuacja wyglądała inaczej – nauka malarstwa w warszawskiej czy krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych (tak nazywała się wówczas Akademia Sztuk Pięknych) dla kobiet była niedostępna, jedyną możliwością były prywatne lekcje u malarzy (Bilińska jeszcze w Warszawie, przed wyjazdem do Paryża uczęszczała na lekcje do Wojciecha Gersona – wybitnego malarza, głownie pejzażystę). Marzyła o tym, aby w Polsce założyć taką szkołę dla kobiet, niestety nie udało jej się tego zrealizować. Kobiety artystki, aby się rozwijać, MUSIAŁY wyjechać z Polski  – Paryż stał się domem dla wielu z nich: Meli Muter, Alicji Halicka, Olgi Boznańskiej czy Tamary Łempickiej.

Szkołą Sztuk Pięknych w Krakowie kierował w tym czasie mistrz Matejko.

Jacek Malczewski, najsławniejszy polski symbolista, urodził się w 1854 r, tym samym roku, co Anna Bilińska.

Malczewski, jak wielu artystów, podróżował po Europie, przez kilka miesięcy studiował malarstwo w Paryżu, związany był jednak przede wszystkim ze środowiskiem krakowskim. Często bywał w pałacach arystokratów – znał się z Marcelim Czartoryskim,  przyjaźnił się z Karolem Lanckorońskim, bywał u Raczyńskich w Rogalinie.  Polska – zniewolona ojczyzna, była jego miejscem. Tutaj czuł się najlepiej i szukał natchnienia. Malarstwo często traktował jako powinność wobec rodaków, komentarz do sytuacji kraju. Znajdował odniesienia do mitologii, dzieł okresu romantyzmu (por. poemat „Anhelli” J. Słowackiego i nawiązująca do niego seria obrazów „Śmierć Ellenai”).

Wracając do autoportretu. Jacek Malczewski często umieszczał swój wizerunek na obrazach w przeróżnych kostiumach:  m. in. w stroju toreadora, w zbroi.

Na tym obrazie znajdującym się, jak obraz Bilińskiej, w Muzeum Narodowym w Krakowie, przedstawił się jako malarz (nie jest to jednak jedyny autoportret Malczewskiego jako malarza), w fartuchu poplamionym farbą, trzymając w lewej dłoni pędzel malarski. Na portrecie umieścił się centralnie w pozycji trzy-czwarte. Głowa zwrócona jest bezpośrednio do widza, jednak oczy nie patrzą na niego, są lekko spuszczone i pełne troski. Lewa dłoń spoczywa na biodrze, prawa na tej samej wysokości trzyma długi pędzel.

Na postać światło pada tylko z góry wydobywając ją z mroku czarnego tła. Najważniejsza jest głowa i twarz portretowanego, zmarszczka między brwiami odzwierciedla zamyślenie i zadumę.

Zatroskanie w oczach malarza być może dotyczy losów kraju (por. obraz Melancholia). Malczewski był uczniem Matejki i idee narodowościowe były mu bardzo bliskie. Matejko przedstawiał malarstwo historyczne, zaś Malczewski historycyzm przekuł w zagadkę i nieoczywistość, symbolikę.

Znamienne są słowa Malczewskiego, które wypowiedział ponoć kiedyś do swoich studentów: „Malujcie tak, by Polska zmartwychwstała”.

W tym autoportrecie postawa i strój malarza – szary, długi fartuch pochlapany farbą, nałożony na koszulę, kamizelkę i chustkę, przypomina raczej mundur lub zbroję, a pędzel trzymany – szpadę?…Dystansuje się od widza, nie ma z nim bezpośredniego kontaktu, patrzy trochę „z góry”, jest obserwatorem niewidzialnej dla nas sceny, która nie napawa optymizmem. Mrok za plecami – czy to pracowania malarza, czy przygnębiająca nicość, z której malarz może wydobyć jasną nadzieję poprzez swoje dzieła?

Czy to przemyślana kreacja i artysta przywdział kostium?

Autoportret ten datowany jest na lata 1908 -1915, namalowany, gdy malarz dobiegał 50-ciu lat.

***

Patrząc na te dwa autoportrety, pochodzące spod pędzli dwóch artystów, kobiety i mężczyzny, ugruntowanych w swojej artystycznej drodze, jej –  w Paryżu, jego – w Krakowie (czy też we Lwowie), opowiadają zupełnie inna historię. Ich życie różniło się diametralnie. Malczewski cieszył się życiem małżeńskim, miał dzieci, na obrazach portretował też swoją wieloletnią kochankę, która była jego muzą.

Bilińska postawiła wszystko na malarstwo, pragnęła życia małżeńskiego, jednak miała świadomość, że związek z Wojciechem Grabowskim, z którym łączyła ją głównie przyjaźń na odległość, macierzyństwo zawróci ja z obranej drogi twórczej. Wiele jej podobnych malarek po zamążpójściu musiało zrezygnować z pracy artystycznej.

I w tym momencie pomyślałam jeszcze o innej wspaniałej kobiecie twórczyni, z kręgu literatury – Virginii Woolf – angielskiej pisarce ur. w 1882 roku. Jej esej „Własny pokój” mówi poniekąd o tym, co zobaczyłam w obrazie Bilińskiej: jej alter ego, jej „własny pokój”. Obraz Bilińskiej mnie poruszył, Malczewski – hm.. raczej zaciekawił.😊

Zachęcam do obejrzenia bogatej kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie, lektury eseju Virginii Woolf i zabawy w skojarzenia. 🙂

Korzystałam z następujących prac:

Antoni Bohdanowicz, „Anna Bilińska : (kobieta, Polka i artystka) : podług jej dzienników, listów i recenzyj prasy […], 1928, Dom Książki Polskiej, Warszawa

Sylwia Zientek, „Polki na Montparnassie”, Wydawnictwo Agora, 2021, Warszawa

Zdjęcia własne.

Ona maluje, sierpień 2023

Dodaj komentarz